Mówisz mi: – mała,

razem dojdziemy do świtu
zawsze i wszędzie we dwoje.
Lecz moje nogi, najmilszy

są zbyt zmęczone
nieskończoną wędrówką.

Nie dla mnie już

miłosne wyboje.

Nie świeć mi filozofią w oczy 
– sztucznym światłem,

tlącą żarówką.
Nie jestem już ćmą

lecz rajskim ptakiem,

nierozwikłaną zagadką,

nierozwiązaną krzyżówką.