Dzieci dostały lekarstwa i zasnęły. Spały całą noc i połowę dnia, rodzice bardzo się martwili. Czuwali przy ich łóżkach cały czas, usypiając ze zmęczenia. Bożenka zasnęła z książką na fotelu. Jej czarujące opowieści uśpiły nie tylko dzieci, ale także Olka. Gdy dzieci spały w swoich łóżeczkach, sprawdzano co chwilę ich oddechy, które wydawały się niewyczuwalne.
– Niech sobie śpią, nabiorą sił, na pewno wyzdrowieją nasze małe aniołki. Trzeba wierzyć. Wiara czyni cuda. – Rzekła Bożenka. – Zabieram się za obiad, a ty kochanie, ubierz choinkę. Dzieci będą miały niespodziankę kiedy się obudzą.

Mama elfów krzątała się po kuchni, stale zapominając czego szukała, a tato ustroił piękną, gęstą w gałęzie choinkę, którą podrzucił im Maniek poprzedniego wieczoru. Salon wypełnił się świeżym zapachem igliwia. Zapach był na tyle intensywny, że wypełniał każdy zakamarek domu, ba… zbudził nawet dzieci, które zeszły do salonu z ogromnymi uśmiechami na twarzach, spoglądając na piękne, migające lampkami i ozdobione w ich własnoręcznie przygotowane ozdoby świąteczne, drzewko. Podbiegły do okna słysząc głos rozbawionych dzieci, po czym przez chwilę posmutniały, bo zdały sobie sprawę, że nie mogą do nich dołączyć. Była pora obiadowa, więc dzieci szybko wróciły do swoich domów, jednak Aurelia i Bożydar stali dalej wgapieni w lukrowany bielą pejzaż dwuszeregu brzóz i porozrzucanych niedbale w oddali sosen, świerków i cisów. Aurelka przytuliła brata i ucałowała w policzek. Byli bardzo podekscytowani. Zbyt mocno jak na ich osłabione wirusem małe organizmy. Chwycili się za dłonie, po czym równocześnie upadli.
W pokoju, gdzie spały chore dzieci, pojawiła się łuna światła, która była w kształcie obłoku, a z niej wyłoniła się postać o złotych, długich, jedwabnych i lśniących włosach, przyodziana w niebieską szatę, zza której pleców wyłaniały się ogromne skrzydła. Anioł pogłaskał dzieci po głowach, jakby chciał je zbudzić ze snu. Dzieci wstały, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W miejscu gdzie wcześniej były drzwi ich pokoju była tęczowa, mieniąca się światłem, winda.
– Jesteś naszym aniołem stróżem? – Spytała śmiało dziewczynka. – Wyglądasz w tej niebieskiej kiecce jak dziewczyna. – Zachichotała cicho. – W ogóle wyglądasz jak kobieta z tymi długimi włosami. Też miałam takie skrzydła. W poprzednim roku grałam anioła w jasełkach. – dodała dumnie.

Anioł uśmiechnął się do Aureli i pogłaskał ją po główce, po czym dziewczynka ponownie zachichotała. Przyglądając się szczegółowo reszcie ubioru.
– Czy to znaczy, że umarliśmy? – Przytomnie zapytał chłopiec.
Tym razem anioł rozłożył ręce w geście, wyrażającym jego niewiedzę i rzekł.
– Wiem tylko tyle, że szef was oczekuje Nie obawiajcie się, nic złego się nie stanie. Jestem archanioł Michał. Zaufajcie mi, przy mnie nic wam nie grozi. Ruszajmy!
Archanioł wskazał palcem na windę i ujął Aurelię za dłoń, drugą chwycił dłoń Bożydara. Ruszyli w stronę windy. Anioł klasnął w dłonie i drzwi zaczęły migotać, mienić się różnymi kolorami i odcieniami, po czym się otworzyły. Cała trójka weszła do środka i bez najmniejszego problemu zmieścili się w niej, choć wydawała się bardzo wąska. Winda ruszyła zaraz po tym, jak anioł pociągnął za dziwny łańcuch, który zwisał pośrodku sufitu i zakończony był kryształowym dzwonkiem.

Winda otworzyła się i anioł poprowadził dzieci przez długi, śnieżnobiały korytarz. Rodzeństwo, pod swymi bosymi stopami, czuło niezwykłą miękkość i puszystość, jakby stąpały po obłokach. Szły dość niepewnie, nie wiedziały czego mogą się spodziewać. Na końcu korytarza były tęczowe drzwi, które otworzyły się automatycznie, jak drzwi supermarketu. Weszli pośpiesznie zaciekawieni, co się za nimi mogło kryć. Byli zaskoczeni, gdyż spodziewali się czegoś bardzo kolorowego, tymczasem ściany pomieszczenia były równie śnieżnobiałe jak obłoki, które tam prowadziły. Pomieszczenie zdawało się być całkiem spore, nie było w nim żadnych obrazów, ozdób czy mebli z wyjątkiem starego, bogato zdobionego srebrnego gigantycznego lustra umiejscowionego na samiuśkim środku. Nigdy przedtem dzieci nie widziały równie dużego i równie pięknego zwierciadła.
– Czy wierzycie w magię? To lustro ma niezwykłą moc. – Odezwał się archanioł.

Dzieci otworzyły usta ze zdziwienia, lecz zgodnie skinęły głowami.
– To, co zobaczycie w tym lustrze, może was zaskoczyć. Czy jesteście gotowi, żeby w nie spojrzeć? – Anioł zapytał dzieci uśmiechając się do nich, by ukoić ich stres.
Przestraszona dziewczynka chwyciła swego brata za rękaw flanelowej pidżamy.
– Nie bój się, przecież jestem przy tobie. Jeśli chcesz zrobimy to razem na trzy, cztery. Okay?
– Trzy, cztery. – Powiedzieli prawie równocześnie podchodząc do lustra z zamkniętymi oczyma. Po czym otworzyli je gwałtownie zerkając w lustro. Ich buzie otworzyły się jeszcze bardziej ze zdziwienia. Ujrzeli, bowiem swoje postacie w śnieżnobiałych szatach, a z ramion wyrastały im puchate, srebrzyste skrzydła.
– Widziałeś to? Widziałeś? – Aurelka wciąż, bardzo podekscytowana, pytała brata.
– Czyli jednak umarliśmy i trafiliśmy do nieba? – Zapytał zasmucony Bożydar.
Anioł jednak nie odpowiedział na to pytanie, rzekł tylko.
– Chodźmy, szef nas oczekuje.
– A gdzie on jest? – Dociekała dziewczynka.
– Mieszka na najwyższym piętrze. Jednak nie można tam dotrzeć tak bezpośrednio. Musicie przejść test, czy naprawdę zasługujecie na skrzydła. – Wyjaśnił archanioł Michał, po czym klasnął w dłonie i otworzyła się kolejna, tęczowa winda.

Dotarli na następne piętro, które było równie kolorowe od fotografii, które wypełniały ściany. Na fotografiach widniały różne momenty ich życia. Aurelka dostrzegła na zdjęciu rodziców.
– Och, mamunia i tatunio. Tak bardzo za nimi tęsknię. – Łkała.
– Wiem, ale skoro jesteśmy teraz aniołkami, możemy się nimi opiekować. Ciekawe, czy potrafimy latać? – Bożydar próbował pocieszyć siostrę, kiedy dostrzegł na fotografii Dawida przewróconego przed fabryką.
– Strasznie mi przykro, naprawdę nie chciałem. Nawet nie miałem okazji go przeprosić. – Posmutniał chłopiec.
– Teraz masz okazję. – Odrzekł anioł wskazując tęczowe drzwi, które się powoli zamykały.
Chłopiec podążył i przekroczył tęczę. Tuż zaraz po tym, jak przestąpił próg, drzwi się zamknęły i dziewczynka wystraszyła się, że już nigdy nie ujrzy brata. Ścisnęła anioła za dłoń najmocniej jak potrafiła i wtuliła się w jego skrzydła.

Tymczasem Bożydar stał na białej polanie. Pod stopami czuł mokry śnieg. Ujrzał w pobliżu igloo. Ostrożnie zajrzał do środka. Ujrzał śpiącego
pingwina i przytulonego do niego dziwnego, pokracznego stwora, który przekomicznie piszczał przez sen uchylając na wpół powieki. Potrząsnął skrzydłem pingwina. Dawid ocknął się bardzo zaspany, niedowierzając temu, co widzi.
– Przepraszam panie Dawidzie, to był wypadek nie chciałem rzucić w pana śnieżką. Najmocniej przepraszam. – Chłopiec szczerze prosił o wybaczenie złośliwego pingwina.
– Phi, akurat. Większego łobuza od ciebie nie znam w całym Santa City.
– Proszę, przebacz mi. Naprawdę szczerze żałuję. Jeśli mi nie przebaczysz utknę tu, razem z tobą, na zawsze. Nie będę mógł się spotkać z szefem, zabiorą mi skrzydła i nie będę mógł zaopiekować się rodzicami. – Zapłakał Bożydar.
Dawidowi zrobiło się żal chłopca, sam czuł straszny smutek z powodu tęsknoty za rodzicami.
– No dobrze, dobrze, wybaczam ci, ale idź już sobie, chcę spać. Idź już, bo zbudzisz moje maleństwo.
– Dziękuję Dawidzie. – Ukłonił się chłopiec i pośpiesznie wyszedł z igloo, by pingwin się przypadkiem nie rozmyślił. Ujrzał migoczącą tęczę i pobiegł w jej kierunku.

Tęcza zanikała i, z chwili na chwilę, robiła się coraz mniej widoczna. Bożydar biegł coraz prędzej i prędzej, by zdążyć przed jej zniknięciem. Potknął się o wystający z ziemi korzeń starego dębu starannie zamaskowany śniegiem. Po czym poślizgnął się i wpadł w łunę tęczy, która zniknęła w momencie, gdy wprost z poślizgu znalazł się w niej Bożydar. Nim zorientował się, gdzie wylądował otworzyły się drzwi windy i wszedł do niej archanioł Michał wraz z jego siostrą. Dotarli na kolejne piętro i, gdy tęczowe drzwi się zaczęły uchylać, zalała ich fala wody, która natychmiast opadła. Archanioł Michał wypluł z ust wodę. Wyglądał jak najprawdziwsza anielska fontanna. Dzieci przez chwilę chichotały. Jednak mina anioła zgasiła ich uśmiechy.
– Bardzo zabawne, bardzo. – Rzucił niezadowolony anioł.
Po czym dzieci znów zachichotały.
– Naprawdę cieszę się, że dopisują wam humory, jednak czas spoważnieć. Przed wami kolejne zadanie do wykonania. Chętnie zobaczę jak bawicie się przy łapaniu elektrycznego węgorza.
– Żarty sobie robisz? Przecież to łatwizna. Często wędkuję nad Sopelkowym Stawem razem z tatusiem i wujem Mańkiem. – Bożydar zatarł ręce po czym dodał. – E, tam. Jakiś węgorz, to dla mnie bułka z masłem.

– Tym bardziej się cieszę. Zapomniałem dodać, że macie do dyspozycji tylko siebie i to od waszej współpracy będzie zależało, czy go złapiecie. – Wtrącił anioł z nutką ironii i uśmiechnął się z przekąsem. – I co mały cwaniaczku?
– Ale jak to, tak bez wędki? – Odrzekł zaskoczony chłopiec.
– Bez! Wcale nie potrzebujecie żadnej wędki. Macie siebie, a to znacznie więcej niż najlepsza wędka na świecie. – Uśmiechnął się archanioł, po czym nie wiadomo kiedy zniknął w tęczowej windzie, a dzieci zalała kolejna fala wody.
Zadnie, wbrew pozorom, wcale nie było takie łatwe jak wydawało się na początku. Ilekroć dzieci próbowały złapać węgorza i wydawało się, że już mają go w garści, raził ich na tyle mocno, że dłonie sztywniały i węgorz uciekał z powrotem do wody. Aurelkę, po raz kolejny, poparzył na tyle mocno, że jej złociste długie włosy stanęły dęba i wtedy Bożydar wpadł na dość ryzykowny pomysł. Podszedł do siostry i wyrwał jej kilka włosów z głowy.
– Au, to boli! Zdurniałeś? – Wściekła się. – Miałam przez chwilę nadzieję, że jako anioł staniesz się dla mnie milszy i przestaniesz mi dokuczać. Przynajmniej wypadałoby.

– Nie bój się, jeszcze główka pracuje. Zaufaj mi mała. Umiesz pleść, prawda? – Spytał brat.
– Pewnie, że umiem. I to jak! – Odparła zdziwiona dziewczynka.
– To świetnie. – Odpowiedział chłopiec, po czym uszczknął jeszcze garść włosów z głowy siostry i wręczył je Aurelii. – Proszę, upleć sieć.
Włosy dziewczynki były zdrowe, mocne, długie i lśniące, gdyż mama bardzo dbała o włosy swej ukochanej córeczki. Można by nawet rzec, że jej mama tak uwielbiała pielęgnować jej włosy, że traktowała to jak chwilę relaksu po całym dniu ciężkiej pracy. Dziewczynka zaplotła sieć, tak jak ją nauczyła tego babcia i podała ją bratu. Sieć wydawała się delikatna, lecz bardzo solidnie spleciona i była dość wytrzymała. Chłopiec rzucił ją na podpływającą rybę.
– Przerwie sieć! – Krzyknęła dziewczynka.
– Nie przerwie! – Odrzekł chłopiec zaciskając ją mocniej i unosząc w niej rybę.
– Skąd ta pewność? – Spierali się.
– Po prostu, wierzę w to co robię. Ty też byś czasami mogła we mnie uwierzyć. – Oburzył się chłopiec.

Podniósł sieć z szamoczącym się w środku węgorzem, wziął solidny rozmach, rozhuśtał sieć i rzucił w tęczę.
– Angelo, łap! – Krzyknął zadowolony z siebie Bożydar.
– Drzwi windy otworzyły się błyskawicznie i dzieci ujrzały anioła zaplątanego w sieć, z rybą w ustach.
Rodzeństwo nie mogło opanować śmiechu.
– No, teraz to wyglądasz jak Neptun.
– Szef ucieszy się z tak sytej kolacji dla naszych gości. – Uśmiechnął się anioł i pogłaskał dzieci po głowach. – Świetna robota, doprawdy świetna!
Dojechali na czwarte piętro. Winda zamigotała na kolorowo, po czym drzwi podniosły się w górę i dzieci wysiadły. Wręcz wybiegły zaciekawione jaką tym razem niespodziankę przygotował dla nich archanioł Michał. Wszędzie panowała ciemność, z dala dostrzegły, że coś wyświetlane jest na jednej ze ścian.
– Wow! Jesteśmy w kinie? – zapytał Bożydar.
– Ciiii. – szepnął anioł. – Oglądajcie.

Dzieci od razu zorientowały się, że wyświetlanym filmem jest urywek z ich życia. Właśnie toczyła się scena jak mama prosi Aurelkę, by nie wchodziła do pokoju chorego brata. W jednej chwili dziwne uczucie ścisnęło dziewczynkę za gardło, zabolało aż tak, że uroniła rzewne łzy.
– To moja wina, to wszystko przeze mnie. Prawda? To przeze mnie tu się znaleźliśmy. Gdybym posłuchała mamy i pozwoliła tobie odpocząć, ty byś wyzdrowiał, ja bym nie zachorowała. Wtulałabym się teraz do aksamitnej sukienki mamy. Jak wtedy, gdy tuliła nas śpiewając kolędę „Lulajże Jezuniu”. – Żaliła się Aurelka, wtulając się w ramię swojego brata.
– Przestań mała, jakie to ma teraz znaczenie? Tak jest i tyle. Widocznie tak być musiało. Mama mówiła, że to przeznaczenie decyduje o naszym losie. Nie obwiniaj się siostrzyczko. Zaufałaś sobie, a to też bardzo ważne.
Archanioł przysłuchiwał się tej dyskusji. Żal mu się zrobiło dziewczynki, gdyż nie znosił patrzeć na płaczące dzieci. Ogarnął go wielki smutek, więc pocieszał dziewczynkę jak tylko mógł.

– Ani to wasza zasługa, ani wina. Po prostu szef tak chciał, kocha was tak samo jak inne dzieci. Dla niego, wszystkie dzieci na świecie są dobre i kochane. Nigdy nie obarcza ich winą, gdyż wszystko, co robią, robią nieświadomie i bezwarunkowo, kierowane intuicją. I nasz
szefuńcio doskonale o tym wie, dlatego tak bardzo kocha dzieci. Wezwał was tutaj, bo chciał poznać małe aniołki i tyle. Zaufajcie mu. – Tłumaczył anioł przytulając dzieci, głaszcząc je po główkach.
Film trwał jeszcze długą chwilę, a dzieci obejrzały go w wielkim skupieniu i ciszy, wypuszczając pojedyncze łzy tęsknoty za swoimi kochanymi rodzicami. Gdy film dobiegł końca, anioł klasnął w swoje alabastrowe dłonie i światła w całej sali rozjaśniały. Światło było tak intensywne, że raziło dzieci w zmrużone oczy. Anioł klasnął ponownie i pojawiły się tęczowe, migoczące jak stroboskop, drzwi.
– Chodźmy, ktoś nas oczekuje. – Już miał klasnąć w dłonie, gdy w tej samej chwili chłopiec pociągnął go za rękaw i zapytał.
– Czy ja mogę spróbować?
Anioł kiwnął głową w geście przyzwolenia. Chłopiec wyciągnął dłonie, potarł je i klasnął z całych sił, aż echo rozeszło się po całym korytarzu. Drzwi zamigotały i zaczęły usuwać się ku górze. Dzieci wbiegły do windy, przepychając się z aniołem.
– Angelo, czy myślisz, że jeszcze kiedyś będziemy mogli przytulić się do mamy? – Spytała Aurelka w windzie.

– Mam taką nadzieję. Chciałbym ich przeprosić za to, że byłem urwisem i zawiodłem ich tak bardzo. Naraziłem ich na smutek. – Odrzekł chłopiec.
– Ciekawe czy płaczą teraz za nami, tak jak my za nimi? – Głośno rozmyślała Aurelka
– Pewnie, że tak. Nikt nas nie kocha tak, jak rodzice i nikomu, tak jak im, nie będzie nas brakować. Jak myślisz Angelo, czy jeśli poproszę twojego szefa, pozwoli nam ostatni raz przytulić się do rodziców? – Dopytywał chłopiec.
Jednak anioł nie odpowiedział, wzruszył jedynie skrzydłami.
– Ja myślę, że tak. Sam nam powiedziałeś, że szef kocha dzieci, więc wierzę, że jest na tyle dobry, że nam pozwoli. Też pewnie kocha naszych rodziców. Są dobrzy i mili, każdy ich lubi, więc on z pewnością też. – Odpowiedziała Aurelia.
Anioł uśmiechnął się bardzo szeroko. Dziewczynka nie zamilkła, rozważając dalej.
– Mama mówiła, że święta Bożego Narodzenia to bardzo radosny i magiczny czas. Wtedy podobno dzieją się prawdziwe cuda. Trzeba w nie tylko uwierzyć. Nawet zwierzęta przemawiają ludzkim głosem. Ciekawe, co by powiedział Kajtek nasz stary, poczciwy psiulek.

Mama dla Aurelia była niepodważalnym autorytetem i wszystko, co powiedziała było święte.
– Ja wiem, co by powiedział. – Zaśmiał się Bożydar. – Żebyś nie wyżerała mu kaszanki z miski.
– Przecież nie wyjadałam. – Zawstydziła się Aurelka.
– Niby nie, bo jesteś starsza, ale kiedy byłaś mała i raczkowałaś po całym domu, wkładając do buzi wszystko, co znalazłaś po drodze, nasz biedny Kajtuś głodował. A mama musiała karmić go w tajemnicy przed tobą. – Odrzekł Boziek.
Dzieci spierały się i przekomarzały przez dłuższą chwilę. Były tak zajęte droczeniem się ze sobą, że nawet nie zauważyły jak przejechali kolejne piętro. Winda zatrzymała się na szóstym piętrze i drzwi się uchyliły. Pierwszy wyszedł archanioł podając dzieciom dłoń i zwracając się do nich z komunikatem.
– Podajcie sobie dłonie i przekażcie sobie znak pokoju. Inaczej kolejne drzwi nie otworzą się. Pamiętajcie też, że musicie być szczerzy wobec siebie.
Dzieci się zawstydziły i wyciągnęły do siebie dłonie.

– Musicie wybaczyć sobie to, co najbardziej was w sobie zabolało. Wszelkie uczynione sobie krzywdy. – Oznajmił anioł unosząc swe platynowe brwi ku górze.
– Mogę pierwsza? – Spytała Aurelka
– Możesz. – Odpowiedział anioł
– Wybaczam tobie, że urwałeś ucho mojemu ukochanemu misiowi, że powiedziałeś, że korale, które zrobiłam dla mamy są badziewne, to, że mnie szczypałeś, zrzucałeś na mnie sprzątanie pokoju i że nie pozwalałeś mi grać w swoją nową grę. Teraz twoja kolej. – Rzekła dziewczynka całując brata w policzek w geście pojednania.
– A ja… wybaczam, że niszczyłaś wszystkie moje zabawki, że zgubiłaś mojego nowego resoraka, za to że wszędzie za mną łaziłaś jak ogon i ciągle kablowałaś na mnie rodzicom. Znalazłoby się coś jeszcze, ale nie pamiętam. – Odrzekł chłopiec zastanawiając się wielce i zwlekając z pocałunkiem, jakby chciał koniecznie sobie jeszcze coś przypomnieć.

Dzieci czekały z niecierpliwością, aż otworzą się kolejne drzwi do windy. Wszak od spotkania z szefem dzieliła ich już wyłącznie winda. Nie mogły się doczekać, aż dotrą na siódme piętro. Chciały zobaczyć jak mieszka i, co najważniejsze, jak wygląda. Drzwi pojawiły się, lecz nie chciały się otworzyć. Boziek klasnął w swoje małe dłonie, licząc że tylko tego brakuje, by się uchyliły i zaprosiły ich do środka. Klasnął jeszcze drugi raz i trzeci, z każdym razem mocniej, lecz drzwi nadal pozostawały zamknięte. Migotały może mocniej, szybciej, lecz nie otworzyły się. Aurelka też spróbowała klasnąć, lecz drzwi wydawały się być im nieposłuszne.
– Może spróbujesz archaniele Michale? – Zagaiły do anioła.
Anioł pokręcił głową z uśmiechem i rzekł.
– Wydaje mi się, że to nie wszystko.
– Jak to nie wszystko? – Zdenerwował się chłopiec. – Przecież nie pamiętam więcej, próbowałem sobie przypomnieć, ale nie pamiętam. Przysięgam aniołku kochany.
– Przebaczenie, to nie tylko słowa, moi kochani. Musicie uwolnić swoje serca od żalu i po brzegi wypełnić je radością. Bożydarze, czy chciałbyś coś dodać? – Upewniał się anioł.
– Ja? Dlaczego akurat ja? – Odrzekł zaskoczony chłopiec.
– Bożydarze! – Upomniał go anioł.

– No dobrze, już dobrze. Nienawidziłem ciebie Aurelio. Myślałem, że zabrałaś mi miłość taty. Od kiedy się urodziłaś tylko z tobą się bawił, a na mnie wciąż tylko krzyczał. Czułem się niekochany. Ale gdy trafiliśmy tutaj, razem pokonując wszystkie te piętra, zrozumiałem, że kocham cię tak bardzo jak tata i wierzę, że tata kochał mnie tak samo jak ciebie. Opiekował się tobą bardziej, bo jesteś jeszcze taka mała i głupiutka.

Widocznie tata uznał, że ja już jestem na tyle duży, że już nie potrzebuję jego opieki. Wiem, że się mylił. Przeprosił mnie, gdy byłem chory. Myślał, że śpię kiedy klęczał przy moim łóżku i ściskał moją rękę, modląc się o moje zdrowie, ale nie odzywałem się, nie chciałem mu przeszkadzać w modlitwie, bo mama mówiła, że to nieładnie. Wtedy zrozumiałem, że tata kocha mnie tak samo mocno jak ciebie i mamę. – Opowiedział Bożydar ze łzami w gardle, starając się nie uronić ani jednej z oka.
– Wybaczam ci braciszku. Kocham cię, wiesz? Od kiedy się urodziłam, choć czasami mnie denerwowałeś i dokuczałeś mi strasznie, kablowałam rodzicom tylko dlatego, że martwiłam się o ciebie, bo zawsze pakowałeś się w jakieś tarapaty.

Dzieci uściskały się nie kryjąc tym razem łez wzruszenia. Drzwi windy powoli zaczęły się unosić ku górze. Anioł poklepał ich po ramieniu, dając im tym samym znać, że nadszedł już czas spotkania z szefem. Złapał dzieci za dłonie i wprowadził je do windy. Sam jednak nie wszedł.

Nakreślił im znak krzyża na ustach, ucałował w czoło i rzekł.
– Moja misja dobiegła końca, Bóg z wami kochane aniołeczki.
Dzieci były ciut przerażone, ciut podekscytowane. Tak właściwie to trudno określić uczucie jakie nimi zawładnęło. Winda ruszyła ku górze na upragnione siódme piętro, gdzie mieszkał szef. W drodze dało się słyszeć chór anieli wysławiający Boga psalmem „Chwała na wysokości Bogu…”
Tęczowe drzwi uchyliły się, dzieci dostrzegły wielki tajemniczy ogród do którego wiodła brama, nad którą widniał napis:

„Do Was należy królestwo niebieskie”