Dziś w epoce telewizji i internetu książka staje się coraz większą i wręcz abstrakcyjną wartością.  Wszędzie tylko posty, publikacje, ebooki,  multimedialne prezentacje itp. Ludziom proponuje się skróty myślowe. Nic więc dziwnego, że mają kłopot z  myśleniem.

Książka, dla mnie – jako autora jest obroną mojego światopoglądu. Pozwala mi na obcowanie z czytelnikiem nie tylko w sposób wzrokowy, myślowy ale i dotykowy. Czytelnik, który bierze moją książkę do rąk z każdą zapisaną stroną odczuwa spory kawał serca i energii, który w nią włożyłam. Jednocześnie uwalniając moje myśli i  ducha z zapisanych stronic sprawia, że w pewnym sensie czuję się wyzwolona. Internet i coraz to nowe środki medialne dają zaledwie złudną swobodę.Istnieje bowiem w tym przypadku duże niebezpieczeństwo manipulowania i jest również mnóstwo pseudowolności. Książka natomiast pozwala czytelnikowi na schowanie się, nikt inny nie może ingerować w tej akcji, nie może jej zmienić. Dlatego moim zdaniem – w  epoce masowej komunikacji wartość książki zwiększyła się. Dlaczego w związku z tym czyta tak mało społeczeństwa? Być może jest spowodowane to faktem, że wydawnictwa w dzisiejszych czasach przejawiają coraz mniejszą troskę o wydania bibliofilskie. Nastawiają się głównie na zysk. Coraz mniej ludzi robi to, co kocha a coraz większa ich liczba kierowana jest  materializmem.

Wydawnictwa powinni zakładać ludzie zakochani w literaturze, nie ekonomiści, dla których głównym zadaniem wydaje się być  cięcie kosztów wydania i oszukania autora tak by na nim zarobić. Na litość boską jak ekonomista może decydować co i jak ma być wydane? Dyrektorzy dzisiejszych wydawnictw powinni przyłożyć serce do doboru  papieru i okładki  do treści. Mało dziś oficyn niszowych, które mają za misję uszanowanie czytelnika.

Jako autorka swoich książek unikam szczegółowych opisów. Nadzwyczajnie męczą mnie, więc wychodzę z założenia, żeby nie męczyć też czytelnika. Każdy z nas pisarzy, poetów czy publicystów marzy o tym, by nasze książki były interesujące nawet za kilka epok. Ważne jest by nie zakleszczyć czytelnika. Mogłoby to wtórować nudą, a książka uznana mogłaby zostać za patetyczną i mało inspirującą. Kluczem każdej książki jest pozostawienie miejsca dla wyobraźni odbiorcy, a celem myśl, która niczym ziarno ciekawości zasiana w książce powinna zakiełkować w głowie czytającego. Wówczas czytelnik może wyobrazić sobie to, co chce, bez żadnych ograniczeń. My, autorzy musimy pamiętać, że nadal wielu ludzi myśli szablonowo, więc zbytnie fantazje mogą sprowokować znużenie i wyrzucenie książki do kosza.  Znaczną rolę odgrywają tu także ilustracje. Robienie ilustracji zbyt dosłownych jest niepożądanym zjawiskiem. To jakby narzucić czytelnikowi swój tok myślenia i tym samym ubezwłasnowolnić jego wyobraźnię. Pozwólmy czytelnikom na otwarty umysł, a wyjdzie to z korzyścią dla wszystkich zainteresowanych.

Oczywiście,  nie można zapominać o krytykach literatury. Bywa, że twórczy owoc autora spotyka się z nieprzychylną opinią krytyka. Myślę, że jest to spowodowane samouwielbienia pewnych grup, które celebrują lizusostwo wśród własnego środowiska próbując niszczyć inne krytykując ich w bardzo nieudolny sposób, tylko dlatego, że jest odmienna i nie współgra z ich  światopoglądem, religią czy przynależnością polityczną. Zazwyczaj daje się to zauważyć w warszawskich środowiskach literackich. Co za prowincjonalizm! Zazwyczaj odrzucane są książki, które sięgają do naszych korzeni i rysują naszą tożsamość.

To było ćwierć wieku temu ale pamiętam jak dziś moje najpiękniejsze wspomnienie z dzieciństwa. Spędzałam wtedy ferie u moich dziadków w Kwidzynie. To był bardzo mroźny dzień, a moja babcia wybierała się na zakupy. Uparłam się żeby iść z nią. Wiedziałam, że to jedyny sposób, żeby przejść obok księgarni i zaciągnąć się zapachem świeżo drukowanych książek, a potem stałam przed witryną i nałogowo czytałam wszystkie wystawione tytuły. Nie było żadnej siły,  żeby odciągnąć mnie stamtąd dopóki nie omiotłam wzrokiem wszystkich książek na wystawie. Byłam zachwycona różnorodnością okładek, formatów i czcionek. Stałam jak zaczarowana.

Tamtego dnia, gdy babcia zabrała mnie do rzeźnika (dzisiejsze sklepy mięsne). Przez okno dostrzegłam ciężarówkę z drukarni. Niewiele myśląc oddaliłam się ze sklepu i upewniając się, że babcia nie zwraca uwagi czmychnęłam na drugą stronę ulicy, gdzie mieściła się stara księgarnia.  Skuszona zapachem i szelestem papieru weszłam do środka. I zobaczyłam nową serię książeczek z serii „Poczytaj mi mamo”. Aż podskoczyłam z radości. Zaczęłam je przeglądać i poczytywać. Straciłam poczucie czasu. Na ulicy rozległ się donośny rozpaczliwy krzyk babci – Maaaaagdaaaaaa!

Ale byłam zaczarowana. Nic do mnie nie docierało. Pani ekspedientka  poznała moją babcię. Wyszła na palcach  ze sklepu, złapała ją za płaszcz.

Ciii – uciszyła ją i wskazała palcem na mnie, stojącą przy regale z książkami. Po czym dodała z uśmiechem na twarzy – Pani Ireno, bo mi pani spłoszy jedyną czytelniczkę.

Ale babci nie było do śmiechu. Musiała przecież zapłacić za książkę z którą nie chciałam się rozstać no i strasznie się wystraszyła. Wtedy moje ferie trwały bardzo krótko. Byłabym niepocieszona  z tego faktu, gdyby nie nowa jeszcze pachnąca drukiem książka, która do dziś jest dla mnie najlepszą formą upominku.

Przytrafia mi się to do dziś…

Dlatego mój mąż nie znosi chodzić ze mną po zakupy. Podczas gdy on dba o zapasy naszej lodówki ja uparcie stoję przy regale książek tak długo dopóki nie pozwoli mi kupić kolejnej ciekawej książki. Bywa, że kupuję je ukradkiem przed rodziną, by nie słuchać wyrzutów, że niby „wszystko przepijam na książki”. No cóż… Niektóre kobiety ukradkiem kupują buty, ja wolę książki 😉 Może nie jest to normalne zjawisko ale czy ja jestem normalna? Na szczęście nie