Dawid wydawał się być wiecznie niezadowolony. Narzekał na wszystko, co się dało. Jeśli nie dało się na coś narzekać potrafił wyssać powody z palca. Najbardziej niezadowolony był z faktu, że prezes nie płaci za harówkę w fabryce, że nie ma urlopu na żądanie, że zimno, że znów idą święta itd. Mike był bardzo miłym i wyrozumiałym staruszkiem, traktował braci jak swoją rodzinę, której nigdy nie miał, bądź jej nie pamiętał. Gdy widział, że Dawid znów ma zły dzień starał się nie zwracać uwagi na jego muchy w nosie. Zdarzało się, to bowiem tak często, że Mike zdążył się już przyzwyczaić do jego krzywego dzioba. Zły dzień Dawida dopiero jednak nadchodził. Pingwin, wychodząc z fabryki, oberwał śnieżką w dziób od Bożydara, syna elfów Olka i Bożenki. Nie zauważył też wielkiej ślizgawki przed fabryką, potknął się i potłukł sobie kuper. To musiało bardzo zaboleć, bo dziób rozdarł wniebogłosy.

– Bożydar! Niech cię tylko dorwę, to nogi z dupska pourywam i natrę te szpiczaste elfie uszy! Ty, ty obejsrańcu jeden! Poczekaj no, powiem staremu. Taki łomot spuści tobie, że ruski miesiąc popamiętasz, a gwiazdkę to ty zobaczysz od razu, jak cię tylko dopadnę. – Zanim skończył wyzywać Bożydara, jego już tam nie było. Pani Zosia pomogła Dawidowi podnieść się i rozeszli się każdy w swoją stronę. Idąc przed siebie mamrotał pod nosem.

– Mam dość! Mam dość tej głupiej zimy. Mam dość Mike’a, tej zasranej fabryki i wyzysku, albo grubas zapłaci mi za te kilka lat pracy, albo rzucam to i odchodzę. Zbuduję sobie własną rezydencję i zamieszkam w niej z Anielką.

Było już dosyć późno, gdy Dawid wpadł do chaty Mike’a w bardzo kiepskim humorze. Wchodząc tak mocno trzasnął drzwiami, aż pospadały bombki z choinki i opadło z niej część igliwia. Domownicy właśnie spożywali kolację.

– Dawidzie, twoja kolacja już ostygła. Spójrz, ile śniegu naniosłeś krnąbrny pingwinie. Gdzie się podziewałeś? – Zapytała gosposia Baśka.
Na to Dawid otrzepał swój czarny frak ze śniegu ponownie i odezwał się srogim tonem.
– Nie twoja sprawa wścibska wiewióro! – Odburknął.
– Być może nie musisz się tłumaczyć Basi, ale z pewnością jesteś jej winien szacunek. Co tym razem cię ugryzło, żeby być takim niegrzecznym dla niej? – Pouczyła go Anielka.
– Szacunek? Jasne, dlaczego nie? Tylko, że mi też należy się szacunek. Tyram od kilku lat w fabryce prezentów nie mając ani zapłaty, ani urlopu, jestem na każde zawołanie Mike’a i co z tego mam? Wielkie nic! – Wściekł się pingwin.
Miś polarny poderwał się od stołu i już miał zamiar spuścić łomot pingwinowi, lecz Mike zatrzymał go i poklepał po ramieniu, by uspokoić emocje.
– Pozwól mu skończyć. – Poprosił.
– Jesteś pewien, staruszku? Może chociaż jedną fangę w dziób?
– Na litość boską, Tomaszu! To twój brat! – Przywołał do porządku białego niedźwiedzia.
– No, co? Może, chociaż mała fanga, fangunia? Chociaż pstryczek w nos? Nic a nic? – Upewniał się narwany Tomek.
– Dlaczego, Dawidzie, nie powiedziałeś, że potrzebujesz dnia wolnego na odpoczynek? – Spytał stary Mike.
Na co nie zwlekając odpowiedział.
– Pracuję od kilku lat za darmo i mam się prosić o dzień wolnego? Chyba nie rozumiesz staruchu, o czym ja mówię. A więc… dobrze. Powiem głośno i wyraźnie czego chcę. Żądam abyś zapłacił mi za te wszystkie lata, które przepracowałem w twojej fabryce i za niewykorzystany urlop wraz z zaległymi odsetkami! – Wykrzyczał.

Mike pomyślał, że najwyraźniej Dawid ma kolejny nieudany dzień, lub to jakiś kiepski żart z jego strony. Po części miał rację. Był to, bowiem jeden z najgorszych dni w jego życiu. Anielka próbowała uspokoić pingwina, ale po jego krzywym dziobie dało się wywnioskować, że nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów. Próbowała jednak dalej być dla niego miła i wyrozumiała. Pomimo nerwów, jakie ją nosiły, cierpliwie tłumaczyła mu system rozliczeń w Santa City.
– Słuchaj karierowiczu! W Santa City nie posługujemy się żadnymi pieniędzmi, bo tych pieniędzy tu nie ma i nie będzie. Świadczymy tu usługi za usługi, lub wymieniamy się materiałami, towarami i produktami. Wszyscy sobie wzajemnie pomagamy. W zależności, co komu potrzeba.

Nawet gdybyś na upartego otrzymał te upragnione pieniądze, nie miałbyś co z nimi zrobić, bo nie kupiłbyś tu nic za nie. To jest całkiem inny system rozliczeń. Jeśli ktoś może coś dla ciebie zrobić robi to z największą przyjemnością, nie oczekując nic w zamian. Kiedyś dotarł do Santa City śnieżny bałwan imieniem Fiskus w celu przeprowadzenia kontroli skarbowej w fabryce zabawek. Próbował udowodnić wielkiemu Mike’owi, że niby dziadziuś kręci interes nielegalnie, biorąc za to pieniądze, z których nie odprowadza podatku do Mroźnego Urzędu Podatkowego.

Mijały długie lata, a Fiskus bardzo uważnie przyglądał się pracy Mike’a, wziął pod lupę wszystkich dostawców i odbiorców fabryki, wszystkich pracowników, przejrzał wszystkie księgi z dokumentami w całym Santa City i nie znalazł żadnych dowodów na jakikolwiek obieg jakiejkolwiek waluty ani w fabryce, ani poza nią. Wpadł więc na pomysł, by przekopać śnieg pod rezydencją Mike’a w nadziei, że znajdzie coś kompromitującego, najlepiej fałszywe dokumenty, które doprowadziłyby do ostatecznego zamknięcia fabryki.

Mike zgodził się bez wahania, a nawet udostępnił swoich ochroniarzy Fiskusowi, by pomogli w przekopywaniu zimowego ogrodu na terenie całej posiadłości. Fiskus, żerujący na podatnikach, był opasłym bałwanem zupełnie niezwyczajnym i niezdolnym do ciężkiej pracy. Ba, można by powiedzieć z czystym sumieniem, że nie był zdolny do jakiejkolwiek pracy, podobnie jak reszta pasożytów żerujących w Mroźnym Urzędzie Podatkowym.

Tłusty, opasły, wyłysiały bałwan trzeci dzień przekopywał śnieg pod domem Mike’a i właśnie trafił na coś twardego, czego za nic nie był w stanie ruszyć. Machał łopatą mocniej i mocniej starając się użyć całej swej siły, lecz łopata ani drgnęła głębiej. Pazerny Fiskus przekonany, że właśnie tam Mike ukrył diamenty bądź kompromitujące dokumenty, rzucił łopatę na bok i zaczął szperać rękoma w śniegu. Nie zauważył, że pot stopił połowę jego tuszy, a i piękne, złotem mieniące się słońce na pewno przyczyniło się do utraty jego wagi. Całe szczęście, że Mike wrócił do chaty na lunch. Zawołał do pomocy ochronę, która zdążyła już przysnąć.

Wspólnie zebrali cały tłusty śnieg po Fiskusie. Starzec zebrał pół tuszki, która jeszcze nie zdążyła stopnieć i przeniósł w cień największej choinki w zimowym ogrodzie. Potem wytargał coś zza pazuchy, otworzył dłoń i dmuchnął z całej siły. Srebrzysty pył owiał bałwana i skleił wszystkie jego śnieżne części ciała z pozostałą tuszką. Z miejsca, gdzie wcześniej Fiskus kopał łopatą, Mike podniósł bryłę węgla, z której ukruszył kawałek, a następnie wczepił go bałwanowi w miejsce serca, gdzie wcześniej była jedynie pustka. Od kiedy bałwan został przywrócony do życia nie jest w stanie wyrazić swej wielkiej wdzięczności dla Mike’a i od tamtej pory odpowiada za porządek w zimowym ogrodzie.

– Został cieciem? No weź mała, bo się jeszcze poryczę ze wzruszenia. Ha, ha, ha, naiwniak. No, więc nie masz pieniędzy? Okey. – Urwał rozmyślając nad kolejnym posunięciem.
Wszyscy już prawie odetchnęli z ulgą, lecz pingwin wcale nie skończył rozprawiać.
– Hmm, mówicie coś za coś? Doprawdy interesujące. Zatem… chcę w zamian za swoją pracę prawo do połowy rezydencji wraz z zimowym ogrodem lub 51% udziałów w fabryce zabawek, tj. 26% dla mnie i 25% udziałów w posagu dla mojej przyszłej żony, uroczej Anieli. To chyba nie jest wygórowana cena za kilkuletnią pracę? – Dawid uśmiechnął się szyderczo, nad wyraz zadowolony ze swojego planu.
– Oszalałeś? Nigdy nie wyjdę za mąż za takiego prostaka! Kochałam cię jak brata, a teraz, a teraz nie mogę uwierzyć, że jesteś takim niewdzięcznym karierowiczem – Oburzyła się dziewczyna.

– Dobra, już dobra jak sobie chcesz. Nie to nie, prosić nie zamierzam. Żyj sobie tu dalej z tymi głupcami, nie zależy mi na tej chacie, uwiłem sobie całkiem przytulne gniazdko u podnóża góry lodowej. Przy moim boku miałabyś wszystko, czego zapragniesz. Zadbałbym o ciebie lepiej, niż twój staruszek, a tak to będziesz tyrać za darmo w fabryce do sześćdziesiątego piątego roku życia robiąc zabawki dla wstrętnych bachorów, które wcale na nie, nie zasługują. Jeśli się zdecydujesz bądź wieczorem przy norze sosnowej. Tylko pamiętaj, że jestem niecierpliwy i nie zamierzam długo czekać. Jestem piękny i młody. Nie mam zamiaru rezygnować z okazji. Dalej będę się umawiał z foczkami z Sopelkowego Przerębla. Być może nawet jedna z nich zostanie moją osobistą foczką, a ja wybuduję jej piękny basen w mojej willi. Daję grubasowi czas do wigilii. Jeśli do tej pory staruszek nie przytarga do mnie akcji fabryki zabawek zniszczę atmosferę świąt Bożego Narodzenia.

Sprawię, że ludzie na całym świecie będą skłóceni i nieszczęśliwi. Będą głodować przez cały świąteczny okres, a ich dzieci zdążą zapomnieć, co to znaczy dostać prezent. Skończę z tą fałszywą życzliwością ludzką! – Dawid mówiąc to złapał za kryształową kulę stojącą na kominku i potrącił ołowianego żołnierzyka oraz baletnicę. Nieszczęśliwie, para wpadła do ognia i zniknęła w płomieniach. Dawid wybiegł pośpiesznie z chaty, a Mike próbował uratować z płomieni żołnierzyka wraz z jego ukochaną. Było już za późno. Wyjął z niego zwęglone serce tych obojga. Zalał się łzami.

Jedna z nich kapnęła na zwęglone serce, które, jak za dotknięciem różdżki, zamieniło się w diament, z którego biło silne światło we wszystkich kolorach tęczy. Staruszek ustawił go na kominku, na miejscu, gdzie wcześniej stała kryształowa kula. Miał tę kulę odkąd sięgał pamięcią. Pełniła ona rolę klepsydry i odmierzała okres świąt. Dostał ją od nieznajomej kobiety, kiedy był wychowankiem domu dziecka. Przyszła pewnego dnia do bidula zabrać jedno z dzieci na święta. Zobaczyła wtedy małego Mike’a płaczącego przy choince, który jako jedyny został w sierocińcu na święta. Nie znalazł się nikt, kto chciałby zabrać go do prawdziwego domu. Kwilił przy blasku lampek na nędznie ubranej choince, która przystrojona była w ponadgryzane owoce, łupinki po orzechach i papierki po cukierkach. Kobiecie zrobiło się go bardzo żal, a smutek ścisnął ją za gardło.

Wyjęła wtedy z torby przepiękną, kryształową kulę, w której zamknięty był miniaturowy świat, nad którym pieczę trzymał platynowy anioł, a na dachy domów opadał śnieg w kształcie maleńkich serduszek.
– Spójrz maleńki. Wystarczy obrócić kulę i świat staje się piękniejszy, a do każdego domu wpada odrobinę miłości. Takie są właśnie święta i wierzę bardzo w to, że tę magię poczujesz już niedługo. – Pocałowała go w czoło i zniknęła wraz z ostatnim dzieckiem z bidula.

Kryształowa kula była pierwszym prezentem małego Mike’a, o ile nie jedynym, w jego dotychczasowym życiu.