Panie, widzę szczyty dotąd mi nieznane,

las porośnięty zwątpieniem

do wykarczowania.

Widzę mężczyznę zagubionego

w czasie, którego nie cofnę.

Wspomnienia, których już nie zmienię

i ziarno zasiane w glebie.

Spójrz. Kiełkuję pod Twoim promieniem.

Wdrapię na najwyższe szczyty

jeśli trzeba rozdrapię też rany,

by wypełnić poezją zeszyty

o potrzebie bycia kochaną.

Nie chcę wierzyć nasennym pastylkom

– sama zasnę nad ranem.

Jak zawsze zaufam Tobie. Tylko…

Nie zostawiaj mnie sobie samej

Proszę, Panie.